piątek, 19 lutego 2016

Przywołana











Tak trochę zostałam przywołana do "tablicy", nabierałam dystansu, choć sama nie wiem czy już nabrałam. 
Poprzedni tydzień był nacechowany kontaktami z P, ten kontakt sprawił, że fruwałam, że pysk mi się cieszył, że planowałam spotkanie... spotkanie 14.02 - Walentynki. Wiem, to głupie ale tak sobie wbiłam w głowę, że to akurat taki dzień i że chyba nie jest z kimś w stałym (nawet luźnym) związku bo wiadomo, że kobiety jakoś bardziej przywiązują wagę do dat. Przynajmniej ja jakbym z kimś była to chciałabym ten dzień spędzić z bliską osobą. To tak sobie planowałam, co i jak, pisałam w głowie scenariusze.... i przeplanowałam chyba. Po 1. powiedział, ze dopiero w piątek zobaczył, że to Walentynki wiec to trochę dziwne, ze spotykamy się w taki dzień. Po 2 - nigdy nie będziemy już razem. I chuj z tymi Walentynkami, bo ten nr 2 zabolał jak cholera. I przeleciało mi przez głowę 100 myśli, i jedna powtarzająca się - wyjdź. Ale wyjdź i co ? nie będę już miała nic, zero, pustka....nawet tej odrobiny radości. Wstałam więc i nalałam sobie kolejnego drinka żeby nie zobaczył łez, i kolejnego.... i gadałam jak najęta żeby chyba zagadać, zagłuszyć te myśli. I ten cały scenariusz, który sobie ułożyłam szlak trafił. A potem gdy już spał to dotykałam go, głaskałam i wdychałam jego zapach. I nie przespałam nocy bo żal mi było zmarnować każdej godziny, minuty, sekundy....i przez te chwile czułam się jak kiedyś, i wiele bym dała móc znów tak leżeć.
Jedno jest pewne, żadnych drinków z wódki, zostaję przy "kompocie". I jeszcze nie układać żadnych scenariuszy, nie planować tylko iść na żywioł.

W międzyczasie dostałam też na zebraniu kod zaproszenie od kolegi na imprezę Walentynkową. W sumie to w szoku byłam bo nigdy nie mówiłam, że jestem sama, nigdy co prawda też nie mówiłam, że jestem z kimś. Mało o sobie mówię i nagle to zaproszenie. Wywinęłam się ale.... hm facet zaczyna mnie wkurzać, jest natrętny. Musimy ze sobą współpracować więc nie chcę być wredna ale.... zaczął mi grać na nerwach. I te jego zwroty - kotek, niunia... noż kuźwa. Jutro musimy razem jechać na spotkanie koordynatorów i jak znów zacznie to chyba go wykopię z auta.

A teraz jestem w pustce i szukam jakiegoś zaczepienia, czegoś co znów zacznie mnie trzymać przy życiu, co pozwoli znów oddychać i po prostu chcieć żyć. 





















 

4 komentarze:

  1. Kompletnie ale to totalnie nic nie kumam. Ale że co? To ten pe jest z kimś czy nie jest? A jeżeli jest to co robi w twoim łóżku czy może ty w jego? O co tu chodzi? Weź mi to wytłumacz bo ja głupi już jestem?
    A jak już się spotkaliście to pytałaś go co, jak, dlaczego? Wyjaśnił ci swoje postępowanie i powód tej feralnej decyzji?
    A apropo ostatniego akapitu to trzymaj się mnie a raczej trzymajmy się razem. I zacznij kochać siebie i tylko siebie a reszta przyjdzie sama. Ale póki co to - daaaaj łapkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę się spodobała starutka gruzińska:)czy z planem czy nie toś sobie niezłe kuku zrobiła, zastanawiam się tylko po co?... chociaż... przynajmniej już wiesz ile kosztują złudzenia... i zupełnie nie zazdraszczam takiego stanu, ale na swoje własne życzenie sobie go zafundowałaś... już Ty lepiej weź Era za łapkę i więcej nie kombinuj, bo się nam jeszcze udusisz bez chęci do życia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, ja wiem dlaczego zostałaś...Bo jednak miałaś nadzieję, bo nie możesz za cholerę wyrzucić go z serca... Bo chciałaś go mieć choćby na chwilę. Wiesz że w ten sposób rozdrapujesz podgojone rany. Cały czas jesteś w zawieszeniu.. Jak długo da się tak żyć? A raczej wegetować? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem jak to jest lapac każdą sekundę szczęscia. Wiem jak się zapamiętuje tą śpiąca kolo Ciebie milość. Rozumiem. Przypominam sobie Twój telefon. I w sumie nasze wtedy szczęście. Kobiety mają to do siebie, że czasem nadinterpretują. Ty o tym wiesz ja o tym wiem inne zapewne też wiedzą. Mam nie odparte wrażenie że doszło do nadinterpretacji z naszej strony. I chyba Ci w tym pomoglam.

    OdpowiedzUsuń